top of page

Moja ars poetica


Poezja, co krew sobą rozcieńczyła i wzięła monopol na moje życie, nieprzerwanie definiuje jakie zajmuję miejsce na ziemi. Poeta patrzy na świat przez pryzmat wiersza, chciałby nazwać każdą rzecz, zjawisko, uczucie, o wszystkim opowiedzieć. Z jej powodu jestem wiecznym studentem rzeczywistości,  oblewam egzaminy, zmieniam kierunki, miotam się jak liść na wietrze. W zasadzie można powiedzieć, że obie linie, poetycka i życiowa biegną równolegle i to nie jest nic nowego i nieoczywistego. Myślę jednak, że warto o tym wspomnieć na wstępie, gdyż w opracowaniach wierszy istnieją tendencje do odcinania twórcy od dzieła, podmiotu od autora. Ja natomiast uważam, że każdy tom poetycki, nie tylko moje, to swoiste pamiętniki, dzienniki, notatki zawierające przemyślenia, doświadczenia, emocje autorów. Można podstawić fantomy, na których przeprowadza się pewne zabiegi myślowe, nadal bezpośrednio jest to jednak związane z twórcą i nie chodzi tylko o to, że wiersz wyszedł spod pióra danego autora, to część jego duszy, wnętrze odwzorowane ograniczonymi możliwościami słowa pisanego.


Idąc za Miłoszem, „[...] W samej istocie poezji jest coś nieprzystojnego: / powstaje z nas rzecz, o której nie wiedzieliśmy, / że w nas jest [...]”, z całą pewnością mogę uznać, że życie wpływa na twórczość, pójdę jednak o krok dalej i dodam od siebie – poezja wpływa na życie. W zasadzie nie chodzi o konkretne dzieła, a o całokształt, zakładając, że bycie poetą to nie tylko pisanie wierszy, ale też każdy oddech począwszy od dnia narodzin, aż po ostatnie tchnienie.  „[...]Ten pożytek z poezji, że nam przypomina / jak trudno jest pozostać tą samą osobą, / bo dom nasz jest otwarty, we drzwiach nie ma klucza / a niewidzialni goście wchodzą i wychodzą. [...]” Zagłębiając się dalej w rolę poezji w życiu poety, trzeba wspomnieć o pewnego rodzaju materializowaniu jej, przekształcaniu w osobny byt, który egzystuje w artyście. Kontynuując ten tok myślenia, uważam za konieczne dodanie, że tak samo autor żyje w poezji, godząc się mimowolnie na taką symbiozę, a czasem pasożytnicze oddziaływanie jednego na drugie, bo powiedzieć poecie, żeby przestał nim być i wyrzekł się tego, co w gruncie rzeczy określa sens jego istnienia na świecie, to tak samo jak ściąć kwiat z nadzieją, że za rok znów zakwitnie w wazonie. Wiadomo, że poezja bywa destrukcyjna dla twórcy, wielu jednak podobnie działa na poezję. Wyzbywając się na potrzeby tego tekstu empatii, z czystym sumieniem przyznam, że ta pierwsza opcja jest bardziej korzystna dla środowiska literackiego, ileż pięknych dzieł powstało, okupionych szaleństwem, nałogami, śmiercią samobójczą. Tacy poeci pozostawili po sobie na tym świecie cząstkę siebie, którą po dziś dzień zachwycają się setki tysięcy, może nawet miliony ludzi. To sztuka cierpienia może być piękna, a nie cierpienie sztuki i to odbiorcy wyznaczają w tej materii granicę, co jest dziełem, a co nie. Jednak nie można powiedzieć, że tylko twórczość tych ludzi była aktem artystycznym, należy docenić walkę z wewnętrznymi demonami, niekiedy próby dialogu z nimi, chęć pogodzenia dwóch skrajnie różnych wymiarów w jednym i dopiero potem rodzące się z tego teksty.


Jeśli zaś idzie o procesy twórcze, zjawisko to jest w moim mniemaniu sprawą jak najbardziej indywidualną, można doszukiwać się podobieństw widocznych na papierze, jednak to, co dzieje się w głowie każdego z poetów jest sprawą trudną do opisania. Wiersze przecież tak często powstają przypadkiem, rzadko się zdarza, że poeta usiądzie i powie sobie, „a teraz napiszę wiersz”, w tym pierwszym porywie pisania jest dużo spontaniczności i niewiele miejsca na dyktowanie warunków przez autora. Dopiero później, na płaszczyźnie zapisanych myśli zaczyna się „rzeźbienie” w tekście. Tak powstaje wiersz, przez złapane w papierową celę słowa, które nie umkną, do których można wrócić, zamieniać miejscami, niektóre z nich uwolnić z więzów formy. Te niezapisane już się nie pojawią, są nieuchwytne i pozostawiają po sobie gorzki posmak przegranej, pustkę, której nie da się zapełnić innym wierszem. Wróćmy jednak do tego, co udało się złapać. Po długiej i trudnej egzekucji, ubieraniu w formę, nadawaniu kształtu i ostatecznego przesłania następuje moment wytchnienia, pewnego rodzaju intymna chwila między autorem i nowo powstałym dziełem. Można to porównać do chwili, w której matka bierze po raz pierwszy nowo narodzone dziecko i przytula je do piersi. Z tą jednak różnicą, że matka o swoim dziecku nigdy nie pomyśli, że jest brzydkie, a jeśli go nie będzie chciała, zostanie oceniona. Poecie przystoi pozbyć się owocu swojej pracy, nazwać go brzydkim i nie chcieć. Nikt nie spojrzy na takiego autora źle, może nawet spotka się on z aprobatą. I taki to jest niewdzięczny czasami, a momentami cudowny proces powstawania wierszy.


W formie upodobałem sobie komplikowanie i rozbudowywanie treści upraszczaniem jej. Niekiedy skreślenie dwóch wyrazów dodaje do tekstu bardziej złożone treści. Do dziś dochodzę do tego, jak wyjść poza granicę słowa w poezji, skoro w całości przecież z nich składa się wiersz. Jednak poza tym, co przeczytane, jest jeszcze przeżycie, emocja, gdyż to w tym wymiarze pierwotnie pojawia się wiersz. Zmaterializowanie go w słowo tak często przypomina zamarzanie wody. Myśl w płynnej formie wylana na kartkę przybiera kształt lodowej bryły, w niej już poruszanie się nie jest możliwe, a przecież o to chodzi, aby zanurzyć się w tym, co od samego początku było istotą wiersza. Tą miękką i umożliwiającą ruch przestrzenią dla mnie są niedopowiedzenia. Odważę się powiedzieć, że istotą poezji jest jedynie zaszczepienie tej pierwotnej myśli i poprowadzenie czytelnika tak, aby przeżywał coś podobnie do poety i ostatecznie przeszedł cały proces twórczy podobnie jak autor. Idąc tym tropem czytanie poezji, to pisanie jej na nowo razem z twórcą tekstu.


Co zaś się tyczy odbiorców mojej poetyckiej pracy. Często w swoim życiu spotykam się z podejściem, że ktoś nie czyta poezji, bo się na niej nie zna. Zastanawia mnie to ogromnie, gdyż słucham muzyki, oglądam filmy i sztuki teatralne, a przecież nie znam się na tym kompletnie. Zatem dlaczego to robię? No właśnie z powodu emocji i tutaj znowu naiwnością i śmiałością młodego człowieka pozwolę sobie wskazać, że winny jest system szkolnictwa. Edukacja zniechęca do poezji, zmusza do niej i w dodatku narzuca interpretację, nie tłumacząc, że to barbarzyński akt pomieszania pojęć, nie każdy musi umieć przeprowadzić analizę, która jest konkretna i sprecyzowana, interpretacja taka nie jest i nigdy nie powinna być. To jest właśnie piękno poezji, że próbuje wyjść poza wszelkie granice: słowa, znaczeń, zamkniętej formy. Wiersz może mówić o moim bólu, miłości, rozczarowaniu, przeżyciu, ale czytelnik miał inny ból, inaczej kochał, miał inne przeżycia i w wierszu powinien znaleźć właśnie te swoje pierwiastki składające się na jego rzeczywistość, a połączy nas w tym kilka niekiedy prostych słów.


Podsumowując, myślę że poezja to wielowymiarowe doświadczenie, składające się z ogromu elementów tak ciężkich do nazwania, że w gruncie rzeczy wszyscy od wieków tylko zgadujemy, czym tak naprawdę jest. Może wszystkim nam ona się tylko wydaje, może kiedyś dojdziemy do jej prawdziwej istoty. Mimo tego nie powinniśmy zamykać się w hermetycznej skrzynce roszcząc sobie do niej wyłączne prawo. Czytać powinny masy, jednostki tworzyć.


185 wyświetleń0 komentarzy

Yorumlar


bottom of page